Strona:PL Sielanki Józefa Bartłomieja i Szymona Zimorowiczów.djvu/064

Ta strona została przepisana.

Jednak, co dom miał, dałem wam ochotną ręką,
Tylko mało za wiele chciejcie przyjąć z dzięką.


Samuiło.

Przyjmiemy, tylko jeszcze prosimy o wety.


Miłosz.

To podobno o knysze, abo o pasztety?


Leszko.

Nie nasza rzecz, przewoźne jadać parmezany,
Mamy przysmak od ciebie inszy obiecany,
Po któryśmy uprzejmie zaszli tak daleko.


Miłosz.

Jać te fraszki szacuję moje bardzo lekko,
A prawie ni po czemu; ponieważ nie mało
Rymotworców po wszystkim świecie się nasiało.


Samuiło.

Tak to jest, że co żywo wierszyki partoli,
Ale nie płatne, jako kiedy kto na roli
Choć dobre ziarna, tylko że gęsto zasieje,
Drobny urodzaj miewa; tak się teraz dzieje:
Pełna niedoszłych nasza poetów ojczyzna,
Że miary zawierszona nie ma już polszczyzna,
Lada partacz wyrwie się z pospolitych ludzi,
To wiersze niepoczesne natychmiast paskudzi.
Przedtem rzadki kto Muzy jak świątości ruszył,
Tylko kogo swym duchem Cyntius napuszył;
Teraz lada kto z niemi swata się po prostu,
Jeszcze nie umie kozie zawiązać i chwostu,
A już słowom ogony zwięzuje, na rzeczy
Nie znając się, jak sroka koło płotu skrzeczy.
Przetoż mądre panienki, które tylko w trudnych
Wertepach i jaskiniach mieszkają nie ludnych,
Brzydzą się niemi, że ich tajemnice skryte
Objawiają i czynią wszystkim pospolite;
A chociażże który z nich poniewolną weną
Sili się nad niechętną ku sobie Kameną,
Chociaż i cudzej prace na pomoc zasiągnie,
Przecież nic, krom podmiotnych bęsiów[1] nie wylągnie,
Które abo w pieluchach zła chwila podusi,
Że żadna z nich potomnej sławy nie zakusi,
Abo jeśli do cudzych wpadną kiedy ręku,
W pogardzie ostatecznej zostaną bez wdzięku.


Miłosz.

I jamci na Aońskiej nie sypiał wierzchnicy,
Anim się kąpał w szkapiej z Minerwą krynicy:

  1. Bęś, bękart.