Abo też sanną drogą wyschłe góry gnoi,
A codzień koziorożca zimnego się boi,
I ten, gdy mróz moskiewski z paszczeki swej koziej
Wypuści, nie pochybnie winograd pomrozi.
Gdy zaś Febus rzuciwszy oczy ogniów pełne,
Zagrzeje marcowemu barankowi wełnę,
Jeszcze dobrze zgrzybiały świat się nie odmłodzi,
A już wiosna po łąkach prostowłosa chłodzi.
Ledwie z gór śniegi zejdą, a gospodarz skory
Z leży ozimej winne podnosi maciory,
Które gdy oschną, mało coś wytchnąwszy sobie,
Czyści je z kostrubatych wilków, z brudu skrobie,
Potem ochędożone z tej i owej strony
Wiąże do tyk natknionych, jak do mężów żony.
Ale że te żywe są, martwi zasię owi,
Przyjdzie małżeństwo dalsze za nich winiarzowi
Odprawiać; przetoż codzień to krzywym rzezakiem
Zbytki ich okrzesuje, to ziemie pod krzakiem
Rusza gracą stalową, to ją gnojem puszy,
To byle niepotrzebne trzebi z niej i suszy,
Tymczasem darów swoich obłoki nie skąpią,
Lecz świat przepadzistemi dżdżami często kąpią.
Słońce też nagość matek winnych przyodziewa
Promieniami i gole członki ich ogrzewa,
Aż z razu mchem szarawym, potem barwą prostą,
Naostatek papużym bławatem porostą.
Na czem nie dosyć mając, jak matki istotne
Co prędzej życzą sobie z Bachusem bydź kotne,
I przeto tak się długo z rogów jego śmieją,
Póki skutecznie płodem wszystkie nie nabrzmieją.
Pierwsza niewinność płodu ich zda się bydź marna,
Gdy zrazu małe z siebie wysypują ziarna
Nie inaczej, jak drobne ryby się więc ikrzą;
Lecz, jeśli się im wiatry północne nie przykrzą,
Ruda ich nie zarazi, a letnie pogody
Rosy im nie żałują i wcześnej wygody:
Prędko kwiat poroniwszy one położnice
Pełne przypłodków rocznych pokażą macice,
Codzień ich większe będą obciążać brzemiona,
Póki do zupełności swej nie przyjdą grona.
Tu dopiero gospodarz pewniejszy swej prace
Nie puszcza z rąk krzywego siekacza i grace,
Tą ziemię poleruje, chwasty dzikie strzyże,
Owym obcina łozie, niepotrzebne bryże,
Gotuje miejsce paniom młodym do połogu,
Coraz oczy i serce podnosząc ku bogu;
Bowiem niechaj jako chce winnicę swą zdobi,
Niech około niej pilnie całe lato robi:
Daremne trudy jego, niepewne nadzieje,
Jeśli niebo na pomoc jemu nie przyspieje.
Strona:PL Sielanki Józefa Bartłomieja i Szymona Zimorowiczów.djvu/067
Ta strona została przepisana.