Wiążę, że się nie zerwą, aż gdy Prozerpina
Przędzę żywotnich nici żelazem rościna?
Twe okowy jedwabne, moje z dyamentu
Do ostatniego zgoła trwają testamentu,
Twoje tylko do czasu.
Prawdać, ale przecie
Nie jedne obyczaje są po wszystkim świecie.
Tu są ślubne dla ludzi napisane prawa,
A gdzie indziej zaś niema miejsca ta ustawa,
Lecz swawolna społeczność ludzki rodzaj płodzi —
W tych się krainach moja powinność przygodzi.
Tych ja tu nie wspominam, ale mówię o tych,
Którzy się do małżeńskich mają związków złotych,
Iż podczas godów ślubnych i samych i gości
Prawie do niesłychanej przywodzisz lekkości;
Kędy ja krotofile wwodzę i uciechy,
Saltarelle, muzykę i wzajemne śmiechy,
Tam ty wnosisz zaloty, tam rankor prowadzisz
I twardą pijatyką godowniki wadzisz.
Ani tego zapieram, bo na tem weselu
Dwoje ty ludzi spajasz, a zaś drugich wielu,
Których do tego aktu biorą, biesiadników,
Biorą ich jako świadków, abo pomocników
Obchodu małżeńskiego, i miałbym z twej rady
Dla dwojga ludzi inszej odstąpić gromady?
Lecz, jeżelim wykroczył najmniej z tej przyczyny,
Niech dekretem rozejmie matka swoje syny. —
Na te swary swych synów Cypryda się wzdrygnie
I zarazem je takim dekretem rozstrzygnie:
Prawo jest pospolite, że co się jednemu
Nie godzi, to się nie ma godzić i drugiemu;
Nie ma Kupidowego Hymen psować rzędu,
Ani Hymenowego Kupido urzędu
Ma się przykrzyć, a kiedy małżeńskie przymierze
Za uchwałę powszechną naród ludzki bierze,
Hymenowi samemu zwierzchność ta należy;
A jeżeli Kupido na ten fest przybieży,
Nie ma się nowoślubnych godowników tykać,
Nie ma strzał dla zranienia małżonków wymykać;
Pochodnią Hymenową jednak może świecić,
I tą, nie inszą serce każdemu podniecić. —
Ten dekret skoro Wenus przeczytała z karty,
Zaraz mniejszy synaczek obrócił go w żarty:
Niech go, prawi, na wodzie ciekącej zapiszą,
Niechaj się na nim wiatry za świadków podpiszą,