Splondrowano fortece, zamki, twierdze, dwory,
Zburzono monastery i wszystkie klasztory,
A, nad co żałośna rzecz żadna bydź nie może,
Splugawiono ołtarze, także domy boże,
Pohańbiono świątości, pobożne świątynie
W łotrowskie obrócono (żalu nasz!) jaskinie;
Starzy hospodynowie, cerkiewni śpiewacy
I, nie wiedzieć kędy się rozbieżeli, diacy:
Jedni pokatowani z duszami się męczą,
Niektórzy w Perekopie kajdanami brzęczą;
Czernice poślubione bogu jawnej psoty
I małżeństwa nie uszły wszetecznej sromoty,
Wstyd panieński na niewstyd psom krymskim wydany,
Niewinne obrócone dziateczki w pogany.
Gdzie przedtem stały karczmy, folwarki, wsie ludne,
Teraz wszystko pokryły popioły popudne;
Gdzie one pyszne dwory, niedobyte grody?
Gdzie słomiane chałupy i wiejskie zagrody?
Poszły z dymem do nieba, zginęło Podole
Nasiadłe, tylko z niego niebo dziś a pole!
Żaden kąt od pogańskiej i chłopskiej nawały
We wszystkiej Rusi zdrowy nie został i cały,
Skryte tajniki, lochy, pieczary tajemne
I głębokie zmacano wnętrzności podziemne;
Już to przez zabobony, gusła rozmaite,
To przez próby i pytki nader wyśmienite
Zbadano utajone po jamach chudoby,
Nawet zmarłych odkryto nieboszczyków groby;
Trupów ropą ociekłych, przebutwiałych drugich,
Odarto wespół z skórą zgniłą z koszul długich.
Nie inaczej, jak stado paskudnych świń z głodu
Kiedy płot rozrzuciwszy wpadnie do ogrodu,
Pyrcia, biega, wierci się, pyskiem ryje wszędy,
Aż wywróci nogami wzgórę wszystkie grzędy:
Tak hałastry zadnieprskiej skozaczone tłumy
Kraj ruski obróciły w perzyny i rumy.
A takiej im roboty i nieznośnych zbrodni
Duchowni pomagali wspomnienia niegodni,
Prawie, aby nas żywcem i całkiem pożarli,
Samego piekła na nas paszczękę rozdarli.
Czego nas nabawiły domowe rozruchy!
Nie tylko nam dojadły ukraińskie muchy,
Ale i wielkim panom, aż musieli stadem
Na rączych przed tym umknąć za Wisłę owadem.