Żem dalej nie mógł patrzyć; dopiero pojźrałem,
Kiedy ihumen głosem zawołał niemałym:
Hej! Proboh chrestyjane! Temu horylicą
Polawszy plesz na głowie przepalali świecą,
Żeby wyśpiewał, kędy stare ryze schował,
Albo srebro; on z niemi o wierze rokował,
Lecz mu jeden powiedział: Bateńku choroszyj!
Nechoczem twojij wiry, łysze ditczych hroszyj.
Insi ustawnie Ilałaj, bre Guar, wołali,
Żeby się Tatarami, nie Rusią bydź zdali.
Takowe wyprawiwszy do południa sztuki,
Ci odjachali, graty powiązawszy w juki,
Po nich zaraz nadeszli z rydlami kopacze,
I nad pierwszych trzy razy ciekawsi badacze.
Ci już kruszcu szukając otworzyli groby,
Ruszyli wszystkie trumny i zgniłe osoby,
Z których zdzierali ropą obewrzały szmaty
I zaraz się dzielili zbutwiałemi płaty;
Naostatek wołając: Proszczaj światyj Juru!
Oberwali na ziemię obraz jego z muru,
Większe tablice rąbiąc jako drwa łupali,
Aż mię też w skałubinie onej wymacali,
Natychmiast żegnając się krzykną: Boh ne mara,
Ja na to: Ej czołowik, ta i wasza wiara.
Ale masz denhy lackie, — skoro to wyrzekli,
Jako mysz z onej jamy za łeb mię wywlekli
I obrali do naga; jedni za kaletę,
Drudzy za trzos, aże w nim naleźli monetę.
Ho, ho, ho krzyknęli, ty mużyku kozackie
Nieprzyjaciele nosisz z sobą, zdrajce lackie,
Gardłowa to jest sprawa i nie ladajaka ,
Ale żeś chrześcianin, a nie Lach sobaka,
Czynią ci atamani łaskę (dziękuj bogu),
Abyć trochę czupryny przycięto na progu.
Już mię jeden z siekierą do progu przywodził,
Aż się we drzwiach Tatarzyn z trafunku nagodził,
Ten opończę kilijską z konstrubatych sierci
Dawszy im, wybawił mię od zabitej śmierci;
Sam na smyczy jako psa prowadził do koszu,
Kędy com przez półroka ucierpiał Doroszu!
Nie spisałbyś wszystkiego na wołowej skórze;
Dam pokój , bo już widzę blisko podwieczorze,
Niech też o swojej biedzie powie nam Ostafi.
A któż to wypowiedzieć wszystko dobrze trafi!
Powiem to, co pamiętam; ja ni o czem zgoła
Nie wiedziałem, aż wpadli Tatarzy do sioła;
Tam gdy jedni za dzieci, a za żonę drudzy,
Ledwiem się na pastewnik wymknął, za mną słudzy,