Wszystkie hordy pogańskie, Tehinie, Stambuły,
Azye obie śmierdzą już od ruskiej smoły.
Więc o wiarę wojują, cóż będzie po wierze,
Kiedy się pokolenia ruskiego przebierze?
Pewnie wróblom, nie ludziom wschodnia cerkiew święta
Przyda się, kiedy wierni wyginą do szczęta.
Dosyć o tem dziś będzie, już też słońce zsiada,
Już i wieczór w ciemnej mgle z za lasów wypada;
Jutro sobie ostatek tej burdy powiemy,
Teraz ją (proszę z sobą) wieczerzą zajemy.
Jeszcze czujna jutrzenka po nocnej kąpieli
Wczasowała spotniałe członki na pościeli,
Zaledwie co na ziemię upragnioną rosy
Wycisnęła rękoma z utrafionej kosy,
A już goście wczorajsi myśleli o drodze,
Odprawiwszy on nocleg w niesłychanej trwodze;
Bowiem, nabiwszy sobie głowy przeszłą wojną,
Dla snów straszliwych i noc mieli niespokojną:
Ledwie który z nich chcąc się uspokoić zdrzemie,
Zda się mu, że go wiążą, sieką, tłuką w Krymie.
Wyszli tedy na drogę, jeszcze nie przygasły
Gwiazdy zaranne, które słońcu w drogę zaszły,
Tam gdy ich Dorosz spytał, jakoby uciekli
Z tatarskich oków, oraz obydwa mu rzekli:
Aby on im porządnie pierwej wypowiedział,
Kiedy się przed tak walnym pogromem wysiedział,
Obiecując mu potem sposób opowiedzieć
Wyjścia swego; w tem Dorosz na to:
Macie wiedzieć,
Kiedy się podobało najwyższemu bogu,
Zbytkom Roksolańczykow dumnych przytreć rogu,
Aby łacniej okrócił umysły ich harde
I odwetował prostych odrzutków pogardę;
Jako za dawnych czasów górnomyślne głowy
Karał przez muchy, żaby i owad domowy:
Tak i tu ukraińską pobudził szarańczę,
Przydawszy jej szerszenie, krymskie obrzezańce,
Żeby zapalczywości jego bez odwłoki
Na karkach wykonali niekarnych wyroki.
Ażci ona hałastra, drużyna zbierana,
Słysząc, na jaką służbę , do jakiego pana