Strona:PL Sielanki Józefa Bartłomieja i Szymona Zimorowiczów.djvu/096

Ta strona została przepisana.

I czeladź i bydełko piękne mi się wiodło,
Ani go zły źwierz szarpał, ni się samo bodło,
Na wiosnę kozy po dwa rodziły koziełki,
Nabiału miałem cały rok dostatek wielki;
Cokolwiekem na gołą skibę ziarna rzucił,
Żaden rok urodzajem żniwa nie zasmucił:
Winnica wydawała nie powój i liście
Jałowe, ale grona gęste jako kiście,
Sady też obradzały owoce dorodne,
Że do ziemi gałęzie nachylały płodne —
A teraz po jej głowie jakby odjął ręką,
Wszystko się odmieniło, ja sam ciężko stękam,
Ilekroć mi na pamięć przychodzą niewinne
Zabawki jej i pierwszych lat dni miodopłynne,
Jakośmy z sobą żyli wesoło i mile,
Że się nam nie sprzykrzyły by najdłuższe chwile.
O czasy, o uciechy, o godziny lotne!
Prędkości mię odbiegły jako sny nie zwrotne,
Prędkoście upłynęły, nie prędzej szalona
Rzeka czwałem ucieka do morskiego łona;
Nie inaczej na wiosnę łękliwa ptaszyna,
Gdy gniazdo wnuczętom swym wyścielać poczyna,
Jeżeli na nie puhacz uderzy z wysoka,
W zawód od swej roboty pierzcha w mgnieniu oka:
Takeś mi uleciała ptaszyno lubieżna,
Skoro natarła na cię Lachesis drapieżna
Zostawiwszy po sobie ból serdeczny z płaczem,
Uczyniłaś mię w domu mym własnym tułaczem;
Bo nie mogę w nim naleść tak tajemnej gruby,
W którejby mię nie nalazł frasunek nie luby;
Owszem z każdego kąta, z każdego tajnika
Nowa boleść, świeży żal serce mi przenika;
Gdzie pojźrę, wszędy pustki okropne, i zda się,
Że nie w domu mym mieszkam, lecz w ciemnym tarasie,
Tylko ostatecznego wyglądam wyroku.
Miejsca wesołe pełne pięknego widoku,
Pagórki winorodne, mogile garbate,
Równiny jednostajne, skały lochowate.
Chłodniki gibkim bluszczem sklepione kosztownie
W klozy się odmieniły i przykre katownie;
Strugi, z którychem czerpał nieprzebrane wdzięki,
Dzisiaj mi łez dodają i nieznośnej męki,
Kędym przedtem wieczorne przechadzki odprawiał,
Gdziem w cieniu nieteskliwie w południe rozmawiał,
Ztąd na mnie utrapienie bije i niezbyta
Troska bardziej napada i za serce chwyta.
Ogródek mój niekiedy zawsze się zielenił,
Teraz barwę papużą w żałobną odmienił,
Owoce w nim niedawno rnmiane pobladły,
Drugie nie doczekawszy pory swej, opadły —