OBLUBIEŃCOM
Te kwiatki zbioru mego, na polach uszczknione
Kastalijskich, niech będą tobie poświęcone
Ucieszny Rozymundzie z Lilidorą, który
Chciałeś mię był wprowadzić na askrejskie góry,
Kędy pod lasem siadszy Kalliroe śliska
Z piersi nabrzmiałych wody obfite wyciska.
Lecz daremnie, abowiem w pół zaczętej drogi
Wściekła Lachezis kosą podcina mi nogi
I pierwej w niepamiętnym chce mię kąpać zdroju,
Niżbym wiekopomnego skosztował napoju.
Ztąd jako zgruchotany garniec wodę leje,
Tak znacznie we mnie siła wrodzona niszczeje;
Przetoż, póki się młodość moja nie przesili,
A dnia mego ku nocy wieczór nie nachyli,
Cokolwiekem kwiateczków zebrał na Aonie
I jakom wiele słyszał pieśni w Helikonie,
Do ciebie chętnie niosę. Ty, siedząc za stołem
Godowniczym przyjmij je niezmarszczonym czołem.
Ja nie dbam, choć ta praca do drukarskiej prasy
Nie przyjdzie, ani przyszłe obaczą jej czasy —
Jeśli ty przeczytawszy dasz łaskawe zdanie
I pochwalisz, dosyć się mej żądzy stanie.
Ale próżna ma chluba, tylko to przebiera
Nie wdzięczniej łabędź gardłem, gdy prawie umiera;
Ja zaś cichuchno więdnę jako letnie siano,
Które strąciła ze pnia ostra stal porano.
Namilsi oblubieńcy, dusze ulubione!
Żyjcie za mnie, a ile blada Persefone
Dni mi skróci pędząc mię za słoniowe wrota,
Niechaj wam Bóg przedłuży tyle lat żywota —
Ja choć od was odejdę w elizyjskie błonie,
I tam kwiatki na wasze przątać będę skronie.