Strona:PL Sielanki Józefa Bartłomieja i Szymona Zimorowiczów.djvu/108

Ta strona została skorygowana.

Widzi warkocz po szyi białej rozpuszczony,
Piękny, choć superfinem w kółko nie spleciony,
Patrzy na oczy równe gwiazdom wyiskrzonym,
Dziwuje się paluszkom z kryształu toczonym,
To wargi, to ramiona okrągłe przechwala
I to, czego nie dojźrał; on tak się rozpala,
Panna od niego oczy odwraca wstydliwa,
Cyntius krzyknie: Postój panienko poczciwa!
Nie uciekaj przedemną służebnikiem wiernym,
Tylko owcy lękliwej przed wilkiem obżernym,
Lub garlicy przed orłem, który ją chce szkodzić,
Abo łani przede lwem przysłusza uchodzić.
Ale ja nie umysłem wilczycy drapieżnej
Spieszę do twych różanych ust i szyi śnieżnej.
Pohamuj bieg niebogo, żebyś bieżąc marnie
Nie ugodziła nóżką na ościste tarnie.
Uchodź lekko, za tobą i ja pójdę miernie,
Waruj upaść na skałę, abo ostre ciernie.
Przytem rzuć na mię by raz okiem przyjacielskiem,
Patrz, kto goni? nie jestem skotopasem sielskim
Nie zrodziłem się kmieciem, ani prostym gburem,
Żebym chodził za bydłem gromadzkiem z kosturem —
W delfickiej ziemi, w księstwie patarejskiem ślicznem
I na Tenedzie jestem dzierżawcą dziedzicznym,
Umiem do kupy sprzęgać wietrzyki podwójne
I na lutni przebierać trafię strony strojne,
Nie nowina mi śpiewać przy szemrzącym flecie,
Nie nowina kanzony grawać na kornecie,
Mogę galardy z włoską pergameszką skoczyć,
Plęsy ruskie wyprawiać, polskim tańcem toczyć;
Chociażem z padewskiemi nie siadał doktory,
Przecie lekarzem każdy przyznawa mię chory:
Znam ja, której chorobie przygodzi się ziele,
Niestetyż, choćże ludzi uzdrowiłem wiele,
Niemogę sobie pomódz mym własnym ratunkiem
O zła miłości, żadnym nie zleczona trunkiem! —
Tą mową gdy jej nie mógł ucieczki zatrzymać,
Umyślił jej dogonić i gwałtem poimać,
Lecz temu nie podołał, bo penejska córa
Wziąwszy do nóg dziewiczych lekkowietrzne pióra,
Jęła uchodzić przed nim ukwapliwym skokiem;
Cyntius popędliwym tuż tuż za nią krokiem
Nacierać nie przestawał, a jej przybywało
Ozdoby w biegu onym, bowiem białe ciało
Z trudu otoczyło się szkarłatnym rumieńcem;
Choćże z głowy zaplotki upadły jej z wieńcem,
Pięknie z wiatrem się wiła kosa rozpostarta.
Tak kiedy więc ochota myśliwego charta
Za leśnym kotem w polu przeźroczystem ciska,
A ten z nieznajomego poszczwany siedliska