Strona:PL Sielanki Józefa Bartłomieja i Szymona Zimorowiczów.djvu/111

Ta strona została przepisana.

Jam pierwszy oczy wasze do siebie nakłonił,
Jam pilnował, aby wzrok gdzieindziej nie stronił,
Jam usta wasze poił obfitą wdzięcznością,
Jam zaloty cukrował wasze przyjemnością,
Oświeciłem miłością w sercach drogi skryte,
Skruszyłem trwałym statkiem zamki niedobytc,
Dwie dusze w jedno ciało takem mocno spoił,
Żeby ich wróg zawistny żaden nie rozdwoił.
Chociaż mokre obłoki powodzią rozpłyną,
Chociaż morze i rzeki wody z brzegów liną,
Choć Eolus powietrze wzburzy wszystko właśnie,
Ten ogień w sercach waszych nigdy nie zagaśnic.
Darmo tedy Kupido o was się pokusi,
Bowiem pochodnia jego tu szwankować musi;
Zechceli wam z daleka szkodzić z swej łuczyny,
Prędko z swych strzał miłosnych będzie miał perzyny;
Przystąpili też blisko, nacierając śmiele,
Zapewne buczne skrzydła zostawi w popiele.
Niechajże was jako chce ten bożyczek drażni,
Wy bespiecznie w tym stanie krom płochej bojażni
Żyjcie, który bóg w raju roskosznym sporządził,
Kiedy samemu źle bydź człekowi osądził.
Więc nie mędrca, ni brata, ani też drugiego
Adama utworzył mu do życia spólnego,
Lecz żonę ślubną z jegoż uformował ziobra —
Zła rzecz była jednemu mieszkać, dwojgom dobra.
Odtąd z tej pary jako z źródła woda żywa
Tem więcej wynikając sowicie wypływa
Na wszystkie ziemskie kraje, i gdzie Tytan młody
Umywa raną rosą różane jagody
I gdzie późno oświeca hesperyjskie knieje,
Zkąd Auster południowem skrzydłem ciepło wieje,
Zkąd Boreas na wichrach nieścignionych leci,
Wszędy mnóstwo panuje Adamowych dzieci:
Te zasiadają pańskie i cesarskie krzesła,
Te wymyślają coraz subtelne rzemiesła,
Te budują pałace, miasta, zamki, dwory,
Te napełniają wojska, niebiosa, klasztory,
Te regiment nad wszystkiem stworzeniem trzymają,
Te przez ozdobne wnuki i śmierci znikają;
A chociaż im do czasu te lepianki z gliny
W proch nieznaczny rozdrobi śmiertelna łotryui,
Przecie dnia ostatniego, w świetniejsze odziani
Członki, do chwały będą niebieskiej wybrani.
Tym kształtem pomarańcze dwie w żyznym Kanopie,
Gdy słońce przemieszkiwa w złotorunym skopie,
Listami się okrywszy coraz rozrastają
W latorośle, a jabłka po kwietniu wydają;
Nie inaczej początek małżeńskiej przyjaźni
W zalotach się zieleni zrazu dla bojaźni