Z serca twojego ulubionego
Przez oczy wstydliwe
Miłość zakryta żądzę nam chwyta,
Ognie miece żywe.
Twoje jagody pięknej urody
Owoc wydawają;
Z ust zaś różanych słów nieprzebranych
Źródła wypływają.
Ciebie do góry prędkiemi pióry
Cna sława winduje,
Miłość skrzydlata, gdzie jeno lata,
W rękach cię piastuje.
Przecież ja ciebie i tu i w niebie
Nie mam za anioła;
Lecz jesteś tajnym i niezwyczajnym
Kupidynem zgoła.
Oto ja dzisia śmiertelną zasłonę
Ciała grubego złożywszy na stronę,
Dziwnym a nie lada jakim pójdę na powietrze ptakiem,
Wprawdzieć nie z Krety — z obłędliwych przecie
Budynków, jakie Dedalus na Krecie
Sztucznie zbudował przed laty, wylecę człowiek skrzydlaty.
Już mi nadzieja woskiem pióra spina,
Już mi chęć skrzydła do barków przypina,
Już mię myśl porywcza z niska pod jasne obłoki ciska.
Terazże lotem wpadłszy między wiatry,
Przez dzikie pola i oziębłe Tatry
I przez niezbrodzone rzeki polecę jako ptak lekki,
Aż gdy roszańskie obfite doliny
I kąt mnie milszy nad insze krainy
Obaczę, natychmiast pióry puszczę się ku ziemi z góry;
Tam raz przywitam, trzykroć ucałuję
Część serca mego, którą tak miłuję,
Że dla niej lubo śmierć, lubo żywot, przyjmę zawsze lubo.
Widzę już, widzę oczy ukochane,
Widzę jagody i wargi rumiane,
Widzę postać niezmyśloną, mnie tysiąckroć ulubioną.
Kto by cię nie znał, Symnozymie złoty,
Jedyne moje na świecie pieszczoty?
Tyś rozkosz ma nieodmienna, tyś myśl moja całodzienna.
O dniu szczęśliwy, chciej się prędko spieszyć,
Który stroskane serce masz pocieszyć
Natenczas, kiedy na jawie swemu miłemu się stawię.
Próżno na moje kochanie uskarżasz się Damianie!
Że miłować nieboże w twoich posługach nie może.