Nawet lata nieprzeżyte i marmury twardo ryte,
Choć żadnej skazy nie znają, pamiątki jej nie przetrwają.
Przetoż śpiewacy ucieszni! zaczynajcie nowe pieśni,
I roksolanki pieszczone! ogłaszajcie Telegdonę.
Już siódme lato koralowe wargi
Różom rozwija, już siódmy raz skargi
Słowik powtarza, siedząc na leszczynie,
Jako o srogim śpiewam Kupidynie,
Który nie włocznią, ani ogniem małym
Serce mi zranił, lecz piorunem całym
Ono przeraził, kędy się otoczył
Płomieniem i sam w pośród niego skoczył;
Zaczem mu i łuk i zalotne strzały
I żagle w chybkich barkach ugorzały,
Że choć czasem chce wylecieć do góry,
Nie może wzbić się spalonymi pióry —
Owszem iż skrzydła niespokojnie trzyma,
Coraz tym większe zapały rozdyma.
Cieszże się teraz z tak znacznego czynu,
Okrutnej matki okrutniejszy synu!
Ja pałam, we mnie pożary się niecą
Wielkie, a choćże iskry spore miecą
W serce miłego przez oczy pieszczone,
Jednak nie mogą palić rozdwojone.
Niechże ja będę miłości kościołem
Ognistym; tylko niżeli popiołem
Zostanę, niechaj najmilszy przybędzie,
Że ja podpałem, on ofiarą będzie.
Jużem z pieluch wyrosła i lat panieńskich doszła,
Już mam z potrzebę zwrostu i urody po prostu —
A niewiem przecie, kto mię na świecie przyjmie w małżeńskie stadło.
Umiem potrefić włosy i warkocz zapleść w kosy,
Kłaniam się bardzo snadno i tańcuję układno,
A cóż potemu, kiedy żadnemu w serce się to nie wkładło!
Mam pogotowiu wiano, posag mi zawiązano,
Obiecali wesele sprawić mi przyjaciele;
Ale to fraszka, gdy młodzieniaszka nie mam dziewka stroskana.
Bowiem niczem są szaty, także posag bogaty,
Lada co obyczaje,kiedy mi nie dostaje
Ukochanego, obiecanego, przyjaciela i pana.
Za twoje kochania ku mnie ukwapliwe,
Za twoje szczyrości nader pieszczotliwe,