Strona:PL Sielanki Józefa Bartłomieja i Szymona Zimorowiczów.djvu/124

Ta strona została przepisana.
3. Hilaryon.


W chwilę wesołą pod wieczór zalotny
Przyleciał do mnie coś za bożek lotny
W ręku trzymając światło jadowite,
Którem on serce moje frasowite,
Że miał podpalać, jął się wychwalać.
A gdy już do mnie z pochodnią przyskoczył,
Jam mu w niej ogień rękoma przytłoczył,
A on tym bardziej zajątrzony krzyknie:
Żaden przed moim płomieniem nie zniknie!
I ty daremną waśń wiedziesz ze mną. —
Skoro tę skargę Rozynie przełożył
A w jej wstydliwe oczy głownią włożył,
Znowu zapały gorące rozżarzył,
Aby mię nimi bez przestanku parzył —
Jakoż sam czuję, że nie folguje.
Nigdym ja tego, nieszczęsny, nie wiedział,
By u Rożyny ogień w oczu siedział.
Któż we mnie zapał haniebny ugasi?
Pójdę do mojej ukochanej Basi,
Bo jej źrenice są dwie krynice.



4. Cyparis.


Na murawie przy Lipinie
Trafiło się w chłodzie usnąć tuż przy wodzie
Pięknej Halinie.
A gdy twardo spała, pszczółka przyleciała,
Coś słodkiego w uściech powoniała,
Dziewczę wargą ruszy, pszczółkę poruszy,
Aż ją ujadła.
Tak złość wyrządziła, żądło zostawiła,
Puchliny ust wdzięcznych nabawiła.
Jam nieszczęsny nie wiedział o tem,
By w uściech jad miała, gdy mi gęby dała
Wnet jakoś po tem.
Wprawdzieć człeku miło, gdy się to trafiło;
Teraz czuję, że tam żądło było,
Halino, nie słyszysz skargi?
Przyznawam, niebogo! zraniłaś mię srogo
Twojemi wargi.
Nie dałbym tej rany za zdrowie w zamiany,
Niech od szczęścia bywam tak karany.
Ciebie zaś żal mi, dziewczyny,
Możesz snadnie kędy z twej różanej gęby
Zbydź tej puchliny —
Chceszli w tej chorobie radzić mnie i sobie,
Oddaj serce ty mnie, a ja tobie.