Spraw dobry Febe! żeby moje przędze
Leniwo wiły niezbłagane jędze,
Abym w młodości zniknął starości.
Tobie ja samej kochanie moje!
Oddawam dzisia posługi swoje,
Tylko ten jeden miałem darunek,
Jednak największy ma mieć szacunek.
Kto by się wdał w rzecz z tem pięknem kołem,
Najdzie ich wiele, coć biją czołem.
I nie jeden jest z tych, co tu przyszli,
Który się tobie podobać myśli.
Tak to bydź musi, że twarz nadobna
I cnota przy niej sług wszędy godna;
Człowiek nadobny, ktemu nie hardy,
Zwabiłby ksobie i kamień twardy.
Niechże ja będę policzon z temi,
Którzy się zowią sługami twemi;
Godzina mi to będzie kochana,
W którą dostanę takiego pana.
Nie zajrzę szczęścia, gdy owo drugi
Bierze od pana wielkie wysługi.
Ja niech nic więcej nie wysługuję,
Tylko cię co dzień raz pocałuję.
Już słońce co dzień niżej wieczorem zapada,
A jesień coraz przystępuje blada,
Na które ukwapliwe i nagłe jej przyjście
Więdnieje trawa, mdleje smaragdowe liście.
Za nią w też tropy dybią czasy nie wesołe,
Niszczeją wirydarze, lasy stoją gołe,
Zła chwila prace letnie w ogrodach pustoszy,
Lud rozkoszny z folwarków ku domowi płoszy.
Po chwili ostre wichry, gdy się z zimnem zwadzą,
Ostatek ozdób wdzięcznych przeszłej wiosny zgładzą,
Splondrują winogrady zarodne do czysta,
Chłodnikom zielonego nie zostawią lista.
Dlategoż ty zawczasu Faworyno młoda!
Zaniechaj dawce uciech majowych, ogroda,
Nawiedź znowu pokoje i miasto dwojgrodne,
Twojej bytności i twych miłych zabaw godne.
Tu ja nie przy szemrzącym, jak przedtem, strumieniu,
Ani pod lipą, abo w jaworowym cieniu,
Ale raczej w alkierzu przy ciepłym kominie
Będę pieśni powtarzał o gładkiej Halinie.
A chociażbym też trafił bohaterów sławnych
Składnym rymem północnym krajom czynić jawnych,