Takowych to dzieł oczy dokazują,
Gdy się z sromoty wrodzonej wyzują;
Tak, nie inaczej, wolność serce traci,
Które się z okiem nieprzystojnem zbraci.
Wiem ja Petrolino! że w twem pięknem ciele
Ulubuje grzecznych miłośników wiele,
Wszystek świat kochać się w tobie
Nie ma za hańbę sobie.
Trzymam też zapewne, z tak ludnego grona
Że w jednym korzysta myśl twoja pieszczona,
Któremu, byłeś miała,
I tysiąc serc byś oddała.
Przecie i ja, chociaż zalotnik nie cudny,
Tylko żem przyjaciel wierny, nie obłudny,
Niech w poczet twych wybrany
Sług będę zapisany.
Insi twą wdzięcznością zaloty swe słodzą,
Drudzy twę sierocą sławę zelżyć godzą,
Nięktórym umysł płochy
Ku tobie stroi fochy.
Ale mnie do ciebie nie tak krew uwodzi,
Która się na twarzy szlachetnej twej młodzi,
Nie zapał twego lica
Chęci me tak podnieca —
Jako oczy sromne, a przecie dotkliwe,
Także obyczaje dworne i wstydliwe
Serce mi wyrywają,
A tobie oddawają.
Przetoż nie do czasu, ale by na wieki
Mogło bydź, chciałem cię przyjąć do opieki
I w każdym złym trefunku
Dodawać ci ratunku.
Lecz że ty od moich życzliwości stronisz,
A miasto istotnych obietnic wiar gonisz,
Nie mnie w tem będziesz krzywa,
Lecz sobie, pokiś żywa.
Ja żem chciał bydź twoim przyjacielem wszędzie,
Ten wiersz niepochybnym świadkiem mi niech będzie;
Jeśli masz mało na tem,
Dobrą noc miewaj zatem.
Wdzięczny Zefirze! lecąc środkiem Ukrainy
Nie zapomnij odemnie pozdrowić Maryny,
Niezapomnij łagodnym szeptem twego ducha
Tę piosnkę jej zaspiewać cichuchno do ucha: