I takżeś bardzo sobie moje dziewczę lube!
Umiliła w odległych krajach kąty grube,
Że też do Leonowych budynków przezacnych
Bynajmniej w sobie tesknic nie czujesz niesmacznych?
Azaż nie wiesz, że alkierz z okienkiem przychylnem,
Z któregoś ty strzelała na mnie okiem pilnem,
Którem do ciebie moje zalatały chęci,
Ustawicznie się z twojej niebytności smęci?
Dla ciebie ogródeczka mego bujne zioła,
Frasobliwe nad zwyczaj, pomarszczyły czoła,
Do ciebie z liliami fiołki steskniły,
Drzewa niedonoszone płody poroniły.
Hejże kochana dziewko! pokaz nam swe czoło,
Na którego ozdoby już nie tylko sioło,
Ale i roksolańska stolica dwójgrodna
Zawsze się zapatrować, nie zawsze jest godna.
Patrzaj, jako cię z chęcią wyglądają wieże,
Jako lew, który miasta z wysokości strzeże,
Upatrując przyjazdu twego nie uspiony
Obraca ustawicznie wzrok na wszystkie strony.
Pokwapże tedy do nas niezwykłym pośpiechem,
Kędy ci trefne żarty, z krotofilnym śmiechem,
Zabawy pokojowe, przechadzki pomierne
I panieńskie czekają kompanie wierne.
Tu rozkosz co przedniejsze złożyła swe zbiory,
Tu Cyterea wszystkie przeniosła amory,
Tu Kupidowie z oczu dziewiczych się snują,
Tu na udatnych wargach strzały swe hecują,
Tu się jako do gniazda wszelkich pociech zlata,
Cokolwiek jest lubości uciesznego świata —
Tu wszystko jest, co tylko mają ruskie kraje,
Oprócz, że ciebie samej jednej nie dostaje.
Nie już słońce promienie złotowłose roni,
Kiedy się czarnej chmury żałobą zasłoni,
Owszem po niebie toczy tem jaśniejsze koło,
Gdy mu opłócze burza niepogodna czoło.
Ani zorza w ciemnościach ostatnie już tonie,
Kiedy w wieczornym mroku zanurze swe skronie,
Ale tem bielszą światu pokazuje szyję,
Im ją najdłużej w nocnej kąpieli wymyje.
Nie przeto mój Kupido! pozbędziesz mych chęci,
Że go przeciwne szczęście srogim wichrem kręci;
Nie dlatego pochodnia w ręku jego zgaśnie,
Iże ją wróg zawisny chce zatłumić właśnie.
Jako węgiel skropiony wodą bardziej parzy,
Jako wiatr rozdymając ogień lepiej żarzy,