Tak miłość moja większe wypuszcza płomienie,
Skoro na nię fortuna przeciwnością wienie.
Rzeka zatamowana wody nie pozbywa,
Lecz sowitą powodzią natychmiast opływa;
Im kto uporniej drzewo palmowe w dół tłumi,
Tem prędzej swe gałęzie wzgórę podnieść umie.
I ja na znak miłości mojej nieodmiennej
Postawię nad potokiem srebrnym słup kamienny,
Na którego wierzchołku będą wespół ryte
Dwa serca jedną strzałą miłości przeszyte.
Widziałem swemi oczyma dowodnie,
Gdy nieostrożnie Kupido pochodnie
W ręku trzymając, łuk i skrzydła obie
Zapalił sobie.
Jam się z radował wielce tej nowinie,
Rozumiejąc to o złym Kupidynie,
Że mi nie spali więcej, ni ugoni,
Zbywszy swych broni.
Lecz próżno, bowiem on bożeczek lekki
Wziął Halinine na skrzydła powieki,
Ze brwi okrągłych rogi zrobił krzywe,
Z włosów cięciwę.
Ja gdym chciał dodać Halinie ratunku,
By ją nie obrał z wszystkiego rysztunku,
Ani wiem, jako czasu tej obrony
Jestem zraniony.
Wiem, nie Kupido zranił mię bezbronny,
Raczej Halino! twój wzrok nie uchronny,
Który i duszę przez ciało przenika
I serca tyka.
Przetoż, jakom ja bronił twojej szkody,
Tak ty pozbaw mię żałosnej przygody,
Abo w nadgrodę daj mi twą w zamianę
Szkodę za ranę.
Dla czego przedemną stronisz dziecię kochane?
Czemu odemnie odwracasz usta różane?
Dokąd nogi i skrzydła gotujesz płoche?
Nie odchódż, aż żalów mych posłuchasz trochę;
Wszakoż pierwsza miłość ciebie z mym młodym duchem
W dzieciństwie jeszcze związała złotym łańcuchem;
A teraz rozrywając kochanie moje!
Jedyne serce nasze dzielisz na dwoje.