jeszcze zwyczaj w Polsce, jaki jest podziśdzień między innymi Słowianami, że imię własne ojca z zakończeniom stosownem służy za nazwisko synowi. Po ojcu tedy był on Szymonem Szymonowicem, a rodzi na ich z Brzezin pochodząca zwała się Brzezińskimi. Ale skoro nasz poeta szlachectwo otrzymał (a właśnie w metrykach koronnych i w legitymacyi[1], której odpis mam przed sobą, zwany jest Simonidesem) wszyscy zaczęli odtąd zwać się Szymonowiczami.
Posłany do Krakowa na nauki wyższe, pobierał je od nauczycieli prywatnych, bo w owym czasie niebyło jeszcze humaniorów w Krakowie, i przedział między niższą szkołą a akademią zapełniali nauczyciele prywatni. Tu celował między swojemi towarzyszami bystrością pojęcia, a w swobodnych chwilach oddając się poezyi napisał poemat o św. Stanisławie rytmem łacińskim w 84 wrótkach ośmiowierszowych, który mu zjednał sławę między rówiennikami. Niezaraz ujźrał świat tę jego robotę; w sędziwym dopiero wieku przez Stanisława Grochowskiego wezwany przesłał mu ją z Czernęcina dnia 15 lipca 1604 wraz z listem, w którym pozwala mu zrobić z nią, co mu się podoba, wyznając oraz, że w tej młokosiej pracy, dzisiejszym sądem rozmierzonej, nie widzi nic prócz pobożności.
W akademii krakowskiej odbywał popis pod Anzelmem z Bożęcina, dziekanem wydziału filozoficznego, i ozdobiony stopniem magistra udał się w podróż do Włoch. Ciągnęła go tam sława wielu uczonych. Marek Antoni Muret, znany jako filolog, krytyk i mowca, Krysztofory Klawius, matematyk, Mutius, Witelleschi i Molina byli w krótce poufnymi jego przyjaciołmi, z którymi ustawicznie obcując starał się przyswoić sobie te wiadomości, w których każdy z nich górował. Wychodził on z tej zasady, że wszystkie nauki wiążą się z sobą najściślejszym węzłem, i niepodobna jest pisarzowi zająć wysokie stanowisko w którejkolwiek z nich bez ustawicznego odnoszenia się do ogółu nauk. Ta sama chęć korzystania z obcego światła, nie zaś próżna ciekawość wiodła go z Włoch do Francyi, gdzie słynął podówczas jako cud uczoności i talentu Józef Just Skaliger, zwany w Polsce Skaliskim. Byłto syn równie sławnego ojca, który przy całej swej uczoności miał tę słabość, że wywodził ród swój od książąt werońskich a pisał się Julius Cezar della Scala de Bordone. Jak na przekorę doniósł właśnie Tiraboschi, że ojciec tego Juliusza Cezara był prostego stanu, zwał się Benedykt Bordonne, i zajmował się w Weronie illuminowaniem obrazków, a nazwisko della Scala miało się im dostać od mierniczego narzędzia. Ztem wszystkiem wierzono powszechnie w jego księstwo, i syn też z dumą się na nie powołuje w swych pamiętnikach, a niepospolity rys twarzy zastępował dla wielu brak pargaminów. Tę wiarę, jeśli się w wyczytaniu jednego wyrazu nie mylę, podziela i nasz bezimiennik. Jakkolwiek bądź, Józef Skaliger był człowiekiem niepospolitym i głęboko uczonym; posiadał rozmaite języki, starożytne i nowożytne, a między niemi, jak się zdaje, i język polski, bo w swoich pamiętnikach spomina o niestówności polskej pisowni. Tamże spomina o bracie swoim Konstantynem, przezwanym Vasco Diabolo, który razu jednego z ośmiu Niemcami powaśniwszy się kilku znich ubił, resztę
- ↑ Wydawca B. P. prosi o łaskawe pozwolenie mu odpisu tego.