wości, na jakie ledwie w naszych czasach zdobyć się można. Tu najprzód wysuwa się ów prześliczny obrazek pod napisem „Żeńcy.”
Już południe przechodzi, a my jeszcze żniemy.....
Jakże z serca płynie ta wrótka którą jedna ze żniwiarek „Pietrucha” niby pół żartem, a pół na prawdę zawodzi:
Słoneczko śliczne oko, oko dnia pięknego, i t. d.
W sielance nadpisanej „Kołacze” jakże ładnie opisane weselne obrzędy! Wielu umie ją zapewne na pamięć:
Sroczka krzekce na płocie, będą goście nowi i t. d.
Albo owe proste a tak piękne zakończenie:
Panno, przegrana twoja! chłopięta dowodzą i t. d.
Sielanka z rzędu dziesiąta, nadpisana „Wierzby” odznacza się prócz artystowskiej swojej wartości tem, że należy do owych niewielu tworów, w których autor choć gdzienieco o sobie napomyka. Tu wystawia on muzę swoję w postaci Najady, która u nadbrzeżnych wierzb czernęcińskich stojąc opowiada ich dawne przygody i łączy z ich żalami swe żale. Oto jej początek:
Stojąc nad cichym Purem Nais żałościwa, i t. d.
Bazyli Rudonicz doktor filozofii, (którego rzadka i w bibliotece Ossolińskich nieznajdująca się książeczka o Lwowianach wyszła w Zamojściu roku 1651 w ćwiartce, a poświęcona jest senatowi lwowskiemu), upewnia że z dzieł Szymonowicza aż po owe czasy wydanych, nie równie większa część ukrywa się w rękopismach w bibliotece Solskiego, wnuka Szymonowica. I w rękopiśmie też biblioteki Ossolińskich, o którym wyżej wspomniałem, jest nadpis nad poezyami polskiemi, że to są tylko niektóre z pomiędzy bardzo wielu wyjęte. Tymczasem prócz sielanek i nagrobków zbieranej drużyny, tudzież pary wierszów przygodnych osobno drukowanych, nie znamy dotąd nic więcej z polskich Szymonowica poezyj. Może je kto z czasem odkryje. Janocki wymienił między rękopismami biblioteki niegdyś Załuskich, poezye i inne pisma Szymonowica w języku greckim. Może być, iż to są takie próby autora, jakich się do publikowania nie przeznacza; bliższa jednakże wiadomość o nich zawszeby była pożądana. Rękopism biblioteki Ossolińskich zawiera z nledrukowanych jego poezyj elegię na śmierć Zygmunta Solikowskiego po łacinie, i trzy pieśni nabożne po polsku.[1] Ostatnia z nich pisana we Wroninie roku 1622 po wielkiej nocy, a opiewająca żale Maryi Magdalenny, ma właściwe sobie piękności, i chętnie dałbym ją tu poznać czytelnikom, gdyby jej treść świętobliwa nieodstrzelała zanadto od światowości dziennika.
Żył Szymonowic lat 71, w związki małżeńskie nigdy niewchodził, podobnie jak mistrz jego Józef Skaliger, na co się przyjaciele jego użalali. Że niebył jednakże księdzem, jak to niektóry z późniejszych biografów jego głosili, i na którejto pogłosce opierając się dodano przy niektórych wydaniach sielanek wizerunek jakiegoś opasłego mnicha, tego tu dowodzić niepotrzebuję. Spółczesny nasz biograf nic o tem nie wie, równie jak nie wie też nic o jego ormieńskim pochodzeniu, które mu Józef Epifani Minasowicz na błahych jakichś pozorach i na widocznem przekręceniu słów Douzy wmawiał. Okoliczność, że w naszem mieście Brzeżanach było lub też jest wielu Szymonowiczów pochodzenia ormiańskiego, oko-
- ↑ Wydawnictwo B. P. prosi o ich odpis.