Strona:PL Smolik - Po drodze.pdf/105

Ta strona została uwierzytelniona.




OTTON JULIUSZ BIERBAUM.
SEN.

Przedziwny, cudny sen śniłem.
Tuż ponad morzem zielonem stał dom.
Szmaragdowe fale rozbijały się o mury:
tysięczne, tysięczne wyciągnięte szyje,
w łuk grzbiety wygięte, rozwichrzone grzywy,
rozszalała, szczekająca, dzika zgraja.
Siedziałem przed oknem, wysokiem jakoby w kościele,
na tronie z porfiru, o żółte wsparty poduszki
z chińskiego brokatu, co mi Cesarz Kanghi
dał w roku tysięcznym sześćsetnym dziewięćdziesiątym piątym,
w nagrodę za hymn o synu nieba, który był w stylu
purpurowej begonii. Spoglądałem przez okno
odzian jak radca amsterdamski z czasów Rembrandta.
Za oknem, nad sinem, rozszczekanem morzem,
z szczerego lapis lazuli, o szczelinach z srebra,
piętrzyły się góry. Ze złota był nieba strop
kutego, kędy przystań cicha świętych.
Pośrodku morza leżał wyspy szmat,
z świątynią pośrodku, — nie, ze zamkiem, — nie:
z Wenery przybytkiem. Srebrzysto-biały,
opłukany przez fale był ten dom,
a róg jego, ku mnie zwrócony,