Ta strona została uwierzytelniona.
W OTCHŁAŃ.
W otchłań lecą godziny,
jak kamienie z turń chyże;
młodość krasnej kaliny
rychło siwy mróz zliże.
Prężysz krzepkie ramiona,
w oczach łuny ci płoną?
Idzie, idzie już Ona,
któż ci stanie z obroną?
Ledwoś przyjrzał się sobie,
posiał, myśląc o żniwie:
kwiat już na twym zmarł grobie,
skon twój w skonach stu żywię!
W otchłań lecą dnie, lata:
nim obejrzysz się, miną!
Coś nam piersi przygniata
niewiadomą przewiną...
Oczy wczoraj olśnione
zawrze jutro ślepota.
Sytyś?... Przeczże w zamknione
twe drzwi tłucze tęsknota?!...