Tak, śmierć go czeka! Lecz wielu do zguby
Popchnęła żądza i zysku rachuby.
220
O najjaśniejszy, nie powiem, że w biegu
Spiesząc ja tutaj tak się zadyszałem,
Bom ja raz po raz przystawał po drodze
I chciałem nazad zawrócić z powrotem,
A dusza tak mi mówiła co chwila:
225
Czemuż to, głupi, ty karku nadstawiasz?
Czemuż tak lecisz? przecież może inny
Donieść to księciu; na cóż ty masz skomleć?
Tak sobie myśląc, spieszyłem powolnie,
A krótka droga wraz mi się wzdłużała.
230
Na koniec myślę: niech będzie, co będzie,
I staję, książę, przed tobą i powiem,
Choć tak po prawdzie sam nie wiem zbyt wiele.
A zresztą tuszę, że nic mnie nie czeka,
Chyba, co w górze było mi pisane.
235
Cóż więc nadmierną przejmuje cię trwogą?
Zacznę od siebie, żem nie zrobił tego,
Co się zdarzyło, anim widział sprawcy,
Żem więc na żadną nie zarobił karę.
Dzielnie warujesz i wałujesz sprawę,
240
Lecz jasne, że coś przynosisz nowego.
Bo to niesporo na plac ze złą wieścią.
Lecz mów już w końcu i wynoś się potem.