Nigdy twoimi nie wzgardziłem słowy.
Przeto szczęśliwie sterujesz tą nawą.
995
Przyświadczyć mogę, doznawszy korzyści.
Zważ teraz, znowu stoisz na przełomie.
Co mówisz? trwogą przejmują twe słowa.
Poznasz ty prawdę ze znaków mej sztuki.
Siadłem na starej wróżbity siedzibie,
1000
Gdzie wszelkie ptactwo kieruje swe loty,
Aż naraz słyszę, jak niezwykłe głosy
Wydają ptaki, szalone i dzikie;
I wnet poznałem, że szarpią się szpony,
Bo łopot skrzydeł to stwierdzał dobitnie.
1005
Przejęty trwogą, próbuję ofiary
Na płomienistym ołtarzu, lecz ogień
Nie chce wystrzelić ku górze, a sączy
Ciecz z mięs ofiarnych, wsiąkając w popioły,
Kipi i syczy, żółć bryzga w powietrze,
1010
I spoza tłuszczu, co spłynął stopiony,
Uda wyjrzały na ołtarzu nagie.
Od tego chłopca wnet się dowiedziałem,
Że takie marne szły z ofiary znaki,
Bo on przewodzi mnie, a ja znów innym.
1015
Tak więc chorzeje miasto z twojej winy.
Bo wsze ołtarze i ofiarne stoły
Psy pokalały i ptactwo, co ciałem
Edypowego się żywiło syna.
Więc nie przyjmują już ofiarnych modłów
1020
Bogowie od nas, ni ofiarnych dymów.