Strona:PL Sofokles - Edyp Król.djvu/22

Ta strona została przepisana.

Tam niewiasty — tu matrony
Trwoga ściele u ołtarzy.
Zebrzą bogów w modłach tkliwych,
By się skończyły ich męki;
A w odgłosach przeraźliwych
Wznoszą się płacze i jęki.

O Jowisza córo złota!
Patrz, choć swe złożył żelazo,
       (str. 3) Jak się wciąż na mnie Mars miota!
Więc go ztąd wypłosz z zarazą,
Czy do łożnic morza płynnych,
Czy do Traków niegościnnych;
Gdyż, co noc nam pozostawi,
Tego nas dzień przyszły zbawi.
Więc Marsa, co nam tak szkodzi,
Niech grom Jowisza ugodzi.
       (ant. 3) Puść twe bełty Lików królu,
Ulżyj nam twem wsparciem bólu,
Wznieć Diano twe ogniska
Których blask chód twój obłyska;
I ciebie kornemi słowy
Wzywam, Bachu purpurowy,
Niech nas twa zbawi wspomogą
Od najgorszego z bóstw boga.

edyp.

Słyszę twe prośby — lecz bądź mi po woli,
A ulgi w ciężkiej doświadczysz niedoli.
Któż co sam przez się ważnie postanowi,
Będąc tak obcym jak ja wypadkowi?
Ani badaniem skutek sprawię jaki
Nie mając żadnej zdarzeń tych poszlaki.
Lecz dziś treść rzeczy z słyszenia powziąwszy,