Strona:PL Sofokles - Edyp Król.djvu/23

Ta strona została przepisana.

       (sic) Ja z was Kadmejców mieszkaniec najnowszy:
Z czyich rąk potęgi Lajus Labdacyda,
Kto wie, niech rzecz tę, natychmiast mi wyda;
Niech się nie lęka — a choćby z milczenia
Mniemał, że z siebie zrzuci podejrzenia,
Ma przecie mówić — bo za to odkrycie
W całości z miasta wynieść zdoła życie.
Jeźli w obczyźnie zabójca się chowa,
I tak go zdajcie — ja nie cofnę słowa
I wnet nagroda będzie mu przyznaną.
Lecz jeźli zbójcy zataicie miano
Z trwogi o siebie lub o lubych głowy,
Usłyszcie z moich ust wyrok surowy:
Niech żaden z zbójcą mieszkaniec tej ziemi,
Nad którą ninie berło moje włada,
Nie zespoli się obrzędy świętymi,
Ani w dom przyjmie, ani też zagada;
Nikt nie pokropi wodą poświęconą,
Lecz jak wyrocznia pytyjska stanowi
Niech go natychmiast od własnej krawędzi
Jak wstręt i sprosność daleko odpędzi —
Tak chcę i bogu przez klątwę rzuconą
I poległemu usłużyć królowi.
Przeciw mordercy zgroza mną owłada;
Czy sam mord spełnił, czy wespół z innymi,
Niech za bezprawie dotknie go zagłada;
Lecz choćby krył się między ściany mcmi,
Wnet go z mych przekleństw kara dotknie sroga.
Wy ją wypełńcie za rozkazy mymi
Gwoli mnie, króla, lub też gwoli boga
I uciśnionej bezpłodnością ziemi.
Choćby bóg zamilkł, gdy mąż znamienity
I król wasz zginął od łotrów zabity,