Strona:PL Sofokles - Edyp Król.djvu/29

Ta strona została przepisana.
edyp.

Pchnięty w noc wieczną, chciałbyś nadaremnie
Mnie, lub tym szkodzić, co władają wzrokiem.

tyrezyasz.

Któż ci chce szkodzić? nie zginiesz przezemnie,
Dość będzie uledz pod Feba wyrokiem.

edyp.

Tważ to myśl, czy ją Kreon natchnął tobie?

tyrezyasz.

On ci krzyw nie jest — ale ty sam sobie.

edyp.

Władzy i zbiorów widoku ponętny,
Jakiemiż życie krępujesz ogniwy!
Kiedy dla berła, com je wziął niechętny,
Kreon, tak zrazu przyjaciel życzliwy,
Dziś chce mię podejść, knuje tajne spiski.
Stawa mu w pomoc ten zdrajca nikczemny,
Obłudnik, chciwiec — za podłymi zyski
Dyszący wiecznie — a na sztukę ciemny!
Jestżeś ty wieszczem? czyliś w innej porze
Od tych mieszkańców wyrok zwrócił krwawy,
Wiersz zagadkowy tłómacząc potworze?
Niekażdy z ludzi zdolen był tej sprawy,
Bo na to trzeba daru ducha z góry.
Czy cię wieszczbiarstwo, czy Bóg natchnął który?
Ja nieświadomy, ni ptaków widziadłem
Wsparty, przyszedłem i wszystko odgadłem.
I mnie chcesz wygryźć? sądząc, że przy tronie
Stanąć potrafisz pierwszy po Kreonie?
Aż z twą i tego co to uknuł szkodą
Sprawisz, że z miasta zarazę wywiodą?
Lecz starość tylko od kar cię osłania,
Byś wnet doświadczył mylność twego zdania.