Tak mając na względzie dzieje,
Cześć nam jego nie zdrobnieje.
Słysząc że Edyp potwarza mię srodze,
Do was współbracia po ulgę przychodzę;
Tu więc mą boleść nieznośną wyżalę.
Jeżli więc sądzi, że w tych klęsk nawale
Mogłem nań godzić słowem lub czynami;
Osławionemu takiemi zbrodniami
Zmierzłoby życie. Zbyt daleko sięga
Takich potwarzy przeciw mię potęga;
Bo miastu temu stawszy się raz krzywym,
I w oczach waszych byłbym niegodziwym.
Potwarz rzucona, wedle mego zdania
Wyrosła z gniewu, lecz nie z przekonania.
Zkądże więc poszło, że wieszcz z rad mych winy
Śmiał wznieść głos ostry, fałszami zatruty?
Tak Edyp mniemał, lecz nie znam przyczyny.
Takież naprawdę czynił mi zarzuty?
Nie wiem; bo mi się roztrząsać nie godzi
Żadnych spraw książąt. Ale król nadchodzi.
Tyżeś to? pocóż w dom mój wchodzisz śmiało
Uknuwszy zamiar zuchwały i srogi,
Że mnie rugować z państwać się zachciało?
Ależ, na wielkie zaklinam się bogi,
Czy ma powolność działać tak zawzięcie
Radzi, czy mniemasz że nie będę w stanie