Strona:PL Sofokles - Edyp Król.djvu/45

Ta strona została przepisana.
jokasta.

Wyjechał z domu z czterma służebnymi;
Mieli wóz jeden, był i woźny z nimi.

edyp.

Przebóg! już wszystko jest na czystym jawie!
Lecz któż wam, żono, dał wieść o tej sprawie?

jokasta.

Ten z sług, co uszedł sam jeden z pogromu.

edyp.

Gdzież on jest ninie?

jokasta.

O nie ma go w domu,
Bo gdy tu wrócił po lajowym zgonie
I ciebie ujrzał na zgasłego tronie,
Prosił się na wieś — by tam paść mógł trzody
Wdali od miasta. Tej drobnej nagrody
Nie odmówiłam — bo sługą dogodnym
I większych względów był on zawsze godnym.

edyp.

Czy więc nie można posłać ztąd po niego?

jokasta.

Rzecz nader łacna; lecz powiedz, dla czego?

edyp.

Chcę go tu widzieć — bo drżę, że zawiele
Wiem, a domysłów mnogość się nastręcza.

jokasta.

Przyjdzie — tymczasem powierz komu śmiele,
Co tylko, królu, serce twe udręcza.

edyp.

Masz słuszność, przeto tak jak żądasz zrobię.
Lecz w tem napięciu i w rzeczach wątpliwych
Komużbym więcej mógł ufać jak tobie?
Miałem w Koryncie rodziców poczciwych,