Strona:PL Sofokles - Edyp Król.djvu/47

Ta strona została przepisana.

I każą groźnie, bym precz z drogi zboczył.
Pchnięty, raz silny woźnicy oddałem.
To gdy się stało — starzec swoją mowę,
Właśnie gdy wozu jego docierałem,
Poparł, dwa ciosy zadawszy mi w głowę.
Czyn ten za sobą ściągnął skutek mściwy.
Wnet w napastniku oręż mój się schował:
Padł starzec z woza na ziemię nieżywy,
A służbem jego całą wymordował.
Lecz jeźli skryte wyjdą na jaw ciemnie
I mąż poległy Lajem się uiści —
Któż nieszczęśliwszym może być odemnie,
Kto w równej bogom stanie nienawiści?
Nikt mię w domowe nie przyjmie schronienie,
Nikt nie zagada, a każdy wyżenie.
Tak się w okropnym wykaże sposobie,
Że klątwą zgubę zgotowałem sobie,
A łoże męża taż ręka zuchwała
Kala dziś, co mu śmierć przedtem zadała.
Gdzież są pod słońcem podobni zbrodniarze,
Gdy wyrok bogów wypędzać mię każę,
Gdy mi niewolno żyć między moimi,
Ani ojczystej dotknąć nogą ziemi?
Gdy z własną matką śluby zawrzeć muszę
I rodzicielską wydrzeć z ojca duszę,
Ten, co mi takie przygody wywróżył,
Miał całą słuszność. Waszej ja opieki
Wzywam, o bóstwa! bym tego nie dożył,
Bym chwilą przedtem zginąć mógł na wieki.

chór.

Smutny jest los twój! nim świadek oznaczy
Stan rzeczy — strzeż się przed czasem rozpaczy.