Któż się z ludzi wtedy zdziwi,
Gdy bogowie sprawiedliwi
Dadzą uczuć ciężkie ramię?
Zysk, lub rozkoszy ponętę,
Czyn przez prawa zabroniony,
Gwałt tego co jest nam święte,
Podejmie chyba — szalony.
Któż śród praw tych pohańbienia
Nie dozna kolców sumienia?
Gdyby te sprawy cześć wiodły,
Pocóż nieść do niebios modły?
I któż się odtąd zapuści
Do świętych w ziemi czeluści?
Kto z ludzi w Abach zagości?
Lub w Olimpii — jeżeli
Ludzie zaprzeć będą śmieli
Wyroczniom prawdy — świętości?
Lecz Jowiszu, władzco, panie!
Jeźli berłem niepodzielnem
Dzierżysz świata panowanie,
Okaż, żeś jest nieśmiertelnym.
Bo świat pogardzać poczyna
Wyrocznią Lajowi daną,
Gaśnie cześć dla Apollina
I, co dotąd boskiem zwano.
Książęta miasta! przyszło mi do myśli,
Byśmy do świątyń wszyscy razem wyszli
Niosąc kadzidła z przybory zwykłymi;
Bo troski spadłe na Edypa głowę
Zbyt chwieją kroki jego wątpliwymi,
By jak mąż z dawnych wysnuł czyny nowe.