Musze to odkryć, na co jawnie godzę,
Z jakich rodziców istotnie pochodzę.
Nie badaj o to, przez bogi cię proszę:
Dość na strapieniach które sama znoszę.
Ufaj — los sprzeczny jest ci nieniożebnym,
Choćbym z trzech matek trzykroć był służebnym.
Słuchaj mię — niech cię ciekawość nie łechce.
Wszystko wybadam i słuchać cię nie chcę.
Lecz ja z najlepszym radzę ci zamiarem.
Najlepsze rady są mi dziś ciężarem.
Biedny! bodajbyś przez straszne wypadki
Rodu twojego nie dociekł zagadki!
Niech mi kto prędzej sprowadzi pasterza;
Tę — niechaj świetność otacza rodowa!
Nędzny! ta droga prosto w przepaść zmierza —
Innego ze mnie nie dobędziesz słowa, (wychodzi.)
Królu twą żonę wygnały cierpienia:
Drżę przed skutkami Jokasty milczenia.
Niech co chce będzie, rodu mego źródła
Chcę dojść — choćby mię krew wydala podła.
Ją, jak kobietę, nędzna duma ciemni —