Nikt z Ajakidów nie zmarniał w obłędzie
Krom twego syna.
Nieobliczony czas ten, wszechpotężny
Zjawni co skrytem, co jawnem, zacieni,
Wszystko ma w mocy; kto krzywoprzysiężny,
Tego obnaży, zaciętą myśl zmieni.
650
Bo i ja przecież, tak twardy w mym szale,
Zmiękłem, jak płynem zroszone metale,
Przez tę niewiastę; więc ani jej wdową
Wydałbym wrogom, ni dziecka sierotą.
Ale podążę ku falom i brzeżnym
655
Błoniom, by z dłoni obmywszy te kały
Ujść tak przed ciężkim pościgiem bogini,
A tam znalazłszy bezludny zakątek,
Miecz ten zakopię, obrzydłe narzędzie,
W ziemi, gdzie żadne nie dojrzą go oczy.
660
Niech noc i Hades go zgrążą do głębi,
Bo odkąd broń tę w me ręce ująłem
Z daru Hektora, co wrogiem zaciętym,
Odtąd li złego doznałem w obozie.
Więc prawdą zawsze przysłowie się iści,
665
Wrogów dar niedar nie wniesie korzyści.
Toż zapamiętam na przyszłość, że bogom
Trzeba się ugiąć, szanować Atrydów.
Są oni władzą; przecz byś ich nie słuchał?
Przecież, co groźnem i to, co gwałtownem,
670
Rządom ulega; zawieje i burze
Ustąpią kroku przed latem owocnem,
Również się cofnie krąg nocy ponury
Przed białokonnym dni jasnych zaprzęgiem,