Strona:PL Sofoklesa Tragedye (Morawski).djvu/126

Ta strona została przepisana.

One przybrały mnie w oszczep i zbroję
I bezkresnego przydały moc trudu,
Co wali dotąd w rozłożną tę Troję
Z hańbą Hellenów wszechludu.

Niechby się wprzódy w powietrza przestwory
Albo też zapadł w Hadesu ostoje
Ten, co zbrojne posiał spory,
Hellenów wywiódł na boje!
O trudy nowych praojce znów trudów,
On był przekleństwem dla ludów.

On wieńce z głowy, z rąk czary wytrącił,
Przed nim pierzchnęli dobrzy towarzysze,
On słodkie fletu piosenki zamącił,
Nocną zakłócił nam ciszę.
Miłość, ach miłość już tu się nie święci.
I zapomniany wciąż leżę tu jeszcze
Ze skronią, włosem zwilżonym przez deszcze
Ku smutnej Troi pamięci.

A przedtem, gdy mnie nawiedzał strach nocny,
Za tarcz mi służył i puklerz przed strzałą
Ajax ów mocny.
Z wyroku bogów dziś go mi nie stało;
Cóż mnie, cóż skrzepi, gdym taki zmiażdżony?
Niechbym mógł przesłać z pod Sunionu skały,
Którą gaj wieńczy, a fale oblały
Świętym Atenom pokłony.

TEUKROS.

Szybko wróciłem, ujrzawszy, że tutaj
Wódz Agamemnon kieruje swe kroki,
       1225 A pewnie słowo wypuści niemądre.