Ty co za mężem, co niczem, już cieniem,
Tak się unosisz, gardłujesz zuchwale,
Czyż zrozsądniejesz? czyż widząc kim jeśteś
1260
Tu nie przywiedziesz wolnego człowieka
Który za ciebie przedłoży twe sprawy?
Twe słowo wcale do duszy nie wnika,
Bo barbarzyńców ja nie znam języka.
Rozsądku niech wam przybędzie wśród zwady,
1265
Nie miałbym lepszej na dzisiaj ja rady.
Biada! Jak szybko umarłych wspomnienie
Tu się zaciera, jak chyżo zagaśnie,
Jeśli cię mąż ten w tak nizkiej ma cenie
I już nie pomni, Ajaxie? A właśnie
1270
Tyś go jak tarczą osłaniał swą duszą,
Więc to już przeszło, zasłane by głuszą.
O ty, coś wyrzekł niemądrych słów wiele,
Czyż nie pamiętasz już wcale, gdy w szańcach
Byliście zewsząd ściśnięci przez wrogów,
1275
I zagrożeni, jak nagle was zbawił
On swem zjawieniem, a ogień już buchał
Około ławic wioślarzy, zaś Hektor
Wpadł przez okopy na wasze pokłady?
Któż was obronił? nie jegoż to dzieło,
1280
Choć go od wszelkiej odsądzasz dzielności?
Czyż jego czyny nie znajdą uznania?
A potem, czyż to na starcie z Hektorem
Z własnej nie wyszedł on woli, bez musu?
Przytem nie tchórzył, nie wrzucił miast gałki
1285
Grudki zawilgłej on ziemi, lecz kostkę,
Co pierwsza ulży puszystej przyłbicy.