Wychodzisz z domu, dziewczyno, na pole,
Nie dla wesela, jak Twoi rówieśni,
Lecz by wynurzyć Twe męki i bole,
Zakląć je w rytmy nieśmiertelnej pieśni
I przez przekleństwa i twardych słów chrzęsty
Rzucić ogniste, krwawe hasło zemsty.
Bo wróg-najezdca wtargnął Ci do domu
I wdarł się w ojca Twojego łożnicę,
Zmienił ją w przystań zniewagi i sromu,
Ciebie w żałosną, nędzną niewolnicę,
A teraz strzeże Twych oczu i wargi,
By łez nie ujrzeć, nie usłyszeć skargi.
Lecz nie ustrzeże on się mary sennej,
Która przystąpi doń z prawdy pochodnią
I w twarz mu rzuci swój wyrok płomienny
I w słuch mu wrazi, że zbrodnia jest zbrodnią,
A w mroku nocnym pod nieba zawyje
Głos krwi co skrzepła i tej krwi co żyje.
Wyszłaś Elektro na światło i słońce,
By ulżyć w słowie brzemieniu twej duszy,
By słać w powietrze żałoby jak gońce,
Za zbawcą, który Ci pęta rozkruszy.
I choć odwaga w sercu prawie kona,
Ty do nadziei wyciągasz ramiona!
Strona:PL Sofoklesa Tragedye (Morawski).djvu/143
Ta strona została przepisana.
Od tłomacza.