Rosząc ofiarą grób ojca, a z płynu
Zejdzie zwycięstwo i siła do czynu.
86—120
O święte słońce i wietrzne powiewy,
Co okalacie tę ziemię,
Wyście słyszały żałoby mej śpiewy,
Znacie rozpaczy mej brzemię.
I wy widzicie me pieśni skrwawione,
Gdy noc uchyli zasłonę.
A kiedy pomrok nad światłem przemoże,
Z żalami wtedy i boleścią domu
Dzielę nieszczęsne wciąż łoże.
Płaczę nad ojcem, bo krwawym zamachem
Ares nie uczcił go w dali,
Lecz jak dąb runął, a matka mu z gachem
Egistem byli za drwali.
Ostrem mu głowę rozszczepią żelazem
A nikt nie płacze, że srodze
Pod tak strasznym zginął razem,
I sama w bólu zawodzę.
Lecz w tym żalu nie ustanę,
Nie zniecham skargi gorącej,
Dopóki patrzę w gwiazd smugi świetlane,
Patrzę w jasnego dnia słońce.
I ze słowikiem, co płacze swe dzieci
W drzwiach tego domu się puszczę w zawody,
Aż głos mój wszędzie doleci.
O wy Hadesu, Persefony grody
Hermesie zmarłych i Pani ty zemsty,
Srogie Erinye, potomstwo wy boże,