Strona:PL Sofoklesa Tragedye (Morawski).djvu/234

Ta strona została przepisana.

O Bakchusie, pośród gór
Pląsasz w Menad gronie,
W Boga klęsk, co niesie mór,
Żagwią mieć co płonie!

EDYP.

Prosisz a prosząc mógłbyś znaleść ulgę,
Siłę i z kaźni srogich wyzwolenie,
Jeśli słów moich posłuchasz powolnie,
Które ja obcy zupełnie tej wieści
       220 I obcy sprawie wypowiem. Toć sam bym
Nie wiele zbadał bez wszelkiej wskazówki.
Teraz żem świeżym tej gminy jest członkiem,
Do was się zwracam z następną przemową:
Kto z was by wiedział, z czyjej zginął ręki
       225 Śmiercią ugodzon Laios Labdakida,
Niech ten mi wszystko wypowie otwarcie.
Gdyby się trwożył sam siebie oskarżać,
Niech wie, że żadnej srogości nie dozna
Nad to, że cało tę ziemię opuści.
       230 A jeśli w obcej by ziemi kto wiedział
Sprawcę, niech mówi, otrzyma nagrodę
I nadto sobie na wdzięczność zasłuży.
Lecz jeśli milczeć będziecie, kryć prawdę,
To o przyjaciół się trwożąc, to siebie,
       235 Tedy usłyszcie, co wtedy zarządzę.
Niechajby taki człowiek w naszej ziemi,
Nad którą władzę ja dzierżę i trony,
Ani nie postał ni mówił z innymi,
Ni do czci bogów tu był dopuszczony,
       240 Ni do żadnego wspólnictwa w ofierze.
Zawrzyjcie przed nim podwoi ościeże,