Strona:PL Sofoklesa Tragedye (Morawski).djvu/243

Ta strona została przepisana.

Między żywymi i zmarłymi braćmi
Wzgardę masz, klątwy dwusieczne cię z kraju
Ojca i matki w obczyznę wygnają,
A wzrok, co światło ogląda, się zaćmi.
       420 Jakiż Acheron i jakie przystanie
Echem nie jękną na twoje wołanie,
Gdy przejrzysz związki, kiedy poznasz nagle,
W jaką to przystań nieprzystojną żagle
Pełne się wniosły; nieszczęścia ty głębi
       425 Nie znasz, co z dziećmi cię zrówna i zgnębi. —
Szydź więc z Kreona, szydź z mojej ty mowy,
Bo niema człeka między śmiertelnymi,
Którego złe by straszniej zmiażdżyć miało.

EDYP.

Czy znośnem takie wysłuchać obelgi?
       430 Precz stąd co prędzej z przed mego oblicza,
Co żywo z tych się wynosić mi progów!

TYREZYASZ.

Nie byłbym stanął, gdybyś nie był wzywał.

EDYP.

Gdybym był wiedział, że głupstwa pleść będziesz,
Nie byłbym ciebie zawezwał przed siebie.

TYREZYASZ.

       435 Głupim ja może li tobie się wydam, —
Tym, co cię na świat wydali, rozsądnym.

EDYP.

Jakim? Zaczekaj! Któż moim rodzicem?

TYREZYASZ.

Ten dzień cię zrodzi i ten cię zabije.