810
Runął on na wznak ze środka siedzenia. —
Tnę potem drugich; a jeśli obcego
Łączyło jakie z Laiosem krewieństwo,
To któż nędzniejszym byłby od zabójcy,
Któż w większej bogów pogardzie i nieba?
815
Przecież go obcym, ni ziomkom nie wolno
Przyjąć pod dachem, ni uczcić przemową,
Lecz precz należy odtrącić. Nikt inny,
Lecz ja tę klątwę sam na się rzuciłem.
A ręką kalam ofiary dziś łoże,
820
Co w krwi broczyła. — Czyż ja nie shańbiony?
Nie zbezczeszczony doszczętnie? Jeżeli
Tułać się przyjdzie, w tułaczce już moich,
Ani ojczyzny oglądać nie będę.
Inaczej matkę bo pojąć i zgładzić
825
Ojca bym musiał, tego, co dał życie.
Ktoby w tem widział srogiego demona
Dopust, czyż domysł ten byłby fałszywym?
Niechbym nie zajrzał, o boże wy mocy,
Tego ja słońca i zginął bez wieści
830
Z pośród śmiertelnych, nim takie nieszczęście
Ostrzem by w moją ugodziło głowę.
Strasznem to panie, lecz póki ów świadek
Prawdy nie wyzna, trwaj jeszcze w nadziei.
Żyje też we mnie li tyle nadziei,
835
By się owego doczekać pasterza.
Jakąż otuchę opierasz ty na nim?