Biada mi! — jakże porówno w niedoli
Rany i pamięć mych czynów mnie boli.
Nie dziw, że pośród tak ogromnej męki
Podwójnie cierpisz, zdwojone ślesz jęki.
O przyjacielu!
Tyś jeden nie ustał w ochocie
By nieść ulgę mej ślepocie.
Nie uszło mi to! Bo chociaż mi ciemno,
Głos twój ja słyszę nademną.
O straszny czynie! o straszny demonie,
Któryś mu w oczy pchnął dłonie!
Apollo, on to sprawił, przyjaciele.
On był przyczyną mej męce.
Na oczy, własne targnęły się ręce.
Bo cóż wzrok jeszcze użyczy
Temu, co widząc, nie dojrzy słodyczy.
Tak, jako mówisz, się stało.
Któżby mnie witał, kto kochał w tem mieście,
Cóżby słuchowi ochłodę dawało?
O przyjaciele! co prędzej unieście
Precz mnie, bom ziemi zakałą,
I ściągnąłem do mych progów
Gniew i klątwę bogów.