Klęska cię gnębi, świadomość cię mroczy,
Czemuż cię, czemu poznały me oczy?
O niechajby się ten nie był narodził,
Który mnie znalazł dzieckiem opuszczonem,
Życie zratował i z pęt oswobodził.
Czemużem wtedy mym zgonem
Sobie i miłym nie ujął niedoli?
Po mojej także byłoby to woli.
Nie byłbym krwawych spełnił win,
Ni matki skalał sromu;
Dziś nędzny ja, wyrodny syn,
Zakałą jestem domu.
I wszelkie klęski i katusze
W głowę godzą, dręczą duszę.
Żeś dobrze począł — nie śmiałbym ja wierzyć,
Żyć w takiej ciemni! O lepiej ci nie żyć.
Że nie najlepiej ja sobie począłem,
1370
Nie praw mi tego i szczędź mi nauki. —
Bo jakim wzrokiem patrzałbym na ojca
Wstąpiwszy z ziemi do Hadu ogrojca,
Jakim na matkę? Spełniłem ja czyny.
Że żaden stryczek nie zmógłby tej winy.
1375
A czyżby dziatki przy ojcowskim boku —