Strona:PL Sofoklesa Tragedye (Morawski).djvu/317

Ta strona została przepisana.
DEJANIRA.

Na tego Zeusa, co z Ojty wierzchołków
Zsyła nam gromy, nie ukryj mi prawdy!
Bo nie przemówisz do marnej niewiasty,
Której by uszło, że męże nie zwykli
       440 W jednem na długi czas wytrwać uczuciu.
Przecież człek, coby z Erosem na pięście
Poszedł w zapasy, nie miałby rozumu.
Bo on bogami, jak zechce, zawładnie
I mną; czyż ujdzie mu która niewiasta?
       445 Więc, gdybym męża, co tknięty tym szałem,
Mego ganiła, lub ową podwikę,
Co nic szpetnego i żadnej mi krzywdy
Nie wyrządziła, szał ze mnie by mówił.
Więc tak nie będzie; lecz jeśli cię wprawił
       450 Tamten do kłamstwa, złąś posiadł naukę.
A jeśliś sam się do rzeczy zaprawił,
To chcąc być celnym, bezczelnym się wydasz.
Powiedz więc prawdę mi całą; bo shańbi
Wolnego znamię, gdy rzeknę, że kłamie.
       455 A prawdę ukryć i tak się nie uda;
Toć wielu, którymś to zwieścił, rzecz zdradzi.
Jeśli zaś nie śmiesz, to próżno się trwożysz,
Bo nie wiadomość, ta właśnie mi przykrą;
A cóż strasznego to wiedzieć? czyż Herakl
       460 Nie miał w przeszłości już sporo kochanek?
A z tych ja przecie żadnej nie zelżyłam,
Ani skarciłam; tej również nie pomszczę,
Choćby topniała z miłości, bo przecież
Litość odczułam ją widząc, że krasa
       465 Życie jej zmogła, że wbrew swojej woli
Na kraj swój gruzy ściągnęła nieszczęsna