Matka twoja bezbożna, a niechaj ona tak padnie,
Jako zgubiła mnie zdradnie!
O ty mój bratni, o słodki Hadesie,
Bierz mnie, niech śmierć mi moc twoja przyniesie.
Drużki, gdy słyszę, krew w żyłach się stęża
1045
Przy takich jękach tak dzielnego męża.
Ja tym, co w tylu opałach rozgłośnych
Tak wiele zniosłem i ręką i grzbietem,
Lecz równej kaźni na mnie nie włożyła
Ni Zeusa żona, ni straszny Eurystheus,
1050
Jak ta, którą mi zażegła podstępna
Oineusa córa, wkładając na barki
Erinyi przędzę, od której wręcz ginę.
Do ciała bowiem przyległszy doszczętnie
Wgryza się w kości i żyły mi w płucach
1055
Wysysa do dna i krew mego życia
Wypiła ona, iż cały niszczeję
Na ciele, w ślepe zwikłany obieże.
Tego ni oszczep polny, ni gigantów
Szyk, z ziemi wzrosły, ani też moc zwierza,
1060
Ni Hellas, ani kraj niemy, ni żaden,
Gdziem zbawcą stąpał, mi nie wyrządziły.
Żona zaś z mocą kobiecą, nie męską,
Sama bez miecza doszczętnie mnie zmogła.
O synu! bądź mi prawowitym synem
1065
I matki nazwy nie uczcij ty więcej.
Przystaw mi ręką sam zaraz ją z domu
Tę rodzicielkę, bym widział naocznie,
Czy moim bardziej kajałbyś się losem,