A więc się czołga w tę i w ową stronę
I leku szuka sam ręką
Jako przez niańkę dziecię opuszczone,
Aż ty mu ulżysz, o męko!
Ni inne rzeczy, ni ziemi siew świętej,
Jak nam zjadaczom chleba, straw nie dały,
Lecz to, co ściągnął łuk jego napięty,
Co spuściły chyże strzały.
O biedny człeku, któryś nie odświeżał
Od lat dziesięciu gardła z winnej kruży,
Lecz kędyś spostrzegł, do wodnej kałuży
Kroki odmierzał.
Dziś dzielnych mężów spotkawszy tu syna
Szczęścia wnet zaznasz i po trudzie sławy.
On cię na łodzi, co fale przerzyna,
Po latach zwróci w ojczyste dzierżawy,
Do Nymf Malijskich, Spercheja łożyska,
Tam, gdzie bóg-człowiek o tarczy miedzianej
Wśród gromów bożych wszedł między niebiany
Z Oity wzniosłego urwiska.
730
Postąp więc naprzód! lecz czemuż tak nagle
Zmilkłeś i jakby osłupiały stoisz?
Biada mi, biada!
Cóż to?
Nic złego, więc naprzód, o synu!