Z bogów uwielbia, może da zbawienie,
Lub pozna wreszcie, jeśli marnie zginie,
780
Że próżną służbą czcić Hadesu cienie.
781—805
Miłości, któż się wyrwie z twych obieży,
Miłości, która jarzmisz twe ofiary,
Gdy w gładkich licach dziewek niecisz czary.
Kroczysz po morzu i wśród chat pasterzy,
Ni Bóg nie ujdzie przed twoim nawałem,
Ani śmiertelny. Kim władasz, wre szałem.
Za twym podmuchem do winy
Zboczy w obłędzie i prawy wraz człowiek;
Spory ty szerzysz wśród jednej rodziny.
Urok wystrzela zwycięsko z pod powiek
Dziewicy, sięgnie i praw majestatu
Moc Afrodyty, co przewodzi światu.
A i ja nawet chociaż wiernie służę
Prawie się w duszy na ukazy burzę,
A boleść serce mi rani,
Bo straszny widok uderza me oczy,
Do wszechchłonącej Antygona kroczy
Ciemnej Hadesu przystani.
806—881
Patrzcie, o patrzcie, wy ziemi tej dzieci,
Na mnie, kroczącą w smutne śmierci cienie,
Oglądającą ostatnie promienie
Słońca, co nigdy już mi nie zaświeci.
Bo mnie Hadesa dziś ręka śmiertelna
Do Acherontu bladych wiedzie włości.
Ani zaznałam miłości,