Ani mi zabrzmi żadna pieśń weselna;
Ale na zimne Acherontu łoże
Ciało nieszczęsne me złożę.
Pieśni ty godna i w chwały rozkwicie
W kraj śmierci niesiesz twe życie.
Ani cię chorób przygnębiło brzemię,
Ni miecza ostrze zwaliło na ziemię,
Lecz własnowolna, nie dobiegłszy kresu,
Żywa w kraj stąpasz Hadesu.
Słyszałam niegdyś o Frygijskiej Niobie,
Córce Tantala i jej strasznym zgonie,
Że skamieniała w swej niemej żałobie
I odtąd ciągle we łzach bolu tonie.
Skała owiła ją jak bujne bluszcze,
A na jej szczytach śnieg miecie, deszcz pluszcze;
Rozpaczy łkaniem zroszone jej łono,
Mnie też kamienną pościel przeznaczono.
Lecz ona przecież z krwi bogów jest rodem,
My śmiertelnego pokolenia płodem.
Hołd jednak temu, kto choć w śmierci progu
Dorówna Bogu.
Urągasz biednej. Czemuż obelżywą
Mową mnie ranisz, pókim jeszcze żywą?
Miasto i męże dzierżący te grody,
Wzywam was, zwróćcie litośne swe oczy
I wy Teb gaje i Dyrcejskie wody