Strona:PL Sofoklesa Tragedye (Morawski).djvu/86

Ta strona została przepisana.

Lecz próżnem tej mądrości wieść
Wśród głupich rzesze nieść,
A od tych ludzi idzie krzyk,
Wiedz zaś, nie stłumi go, o panie,
Bez ciebie tutaj nikt.
Bo takie poczną wnet krakanie,
Gdy wzrok odwrócisz w tył,
Jak ptaków rój, gdy minie bój,
A sęp się w górę wzbił.
Lecz starczy, byś się zjawił tu
A tym snać zbraknie tchu!

       172—200 Czyż Artemida, co turów dosiada,
Zeusowa córa — o straszna ty wieści,
Mej hańby matko! — cię pchnęła na stada
Wspólne te za to, że wyszła bez cześci
Z walki zwycięskiej, żeś broni jej w darze
Ani nie oddał łani na ołtarze?
Czyż Enyalios, w miedź twardą okuty,
Żeś niepamiętny był jego pomocy,
Nocną tą hańbą grzech skarał twej buty?

Boś przecie nigdy do dzisiejszej doby
Tak nie pobłądził synu Telamona,
Na bydło godząc; przyjść mogą choroby
Z bożych dopustów, lecz niechaj dokona
Zeus to i Febus, by strzedz cię niesławy!
Jeśli zaś królów to kłamstwo zbrodnicze
I syn Sisyfa je ukuł nieprawy,
Bacz, byś w namiocie ukrywszy oblicze
Nie sycił niecnej tej wrzawy.

Więc nuże, rusz się, bo dziś ci nie trzeba