niała. Honor jest przeżytkiem — nikt nie potrafi dziś podać ścisłej definicji tego pojęcia.
SAKALYI Jednak rozmawia pan ze mną dalej. I mimo to, co pan mówi o honorze, będzie się pan bił ze mną.
ISTVAN Tylko i jedynie dla celów artystycznych. Potrzeba mi jakiego bądź wstrząśnienia, które by wyzwoliło we mnie to, co mam napisać. Jestem straszliwym tchórzem — dlatego wybieram strach, który mi zsyła przypadek. Gdybym był erotomanem, wybrałbym wyrzeczenie się jedynej miłości.
SAKALYI A gdyby pan był smakoszem, wybrałby pan głodówkę. Trzy przyczyny, do których materialistyczne, pseudo-naukowe móżdżki sprowadzić chcą religię.
ISTVAN Nie sprowadzą. Religia jest, na równi z filozofią, opracowaniem przez intelekt uczuć specyficznych, które nazywam metafizycznymi.
RIO-BAMBA No dobrze — ale weźcie panowie na przykład fakt mego powrotu do Mordowaru.
SAKALYI Co to ma za związek z tym, o czym mówiliśmy?
RIO-BAMBA Może i ma. Ale nie uznaję idiotycznego trzymania się tematu. Otóż: niby to w Brazylii było mi lepiej. A jednak nie mogłem wytrzymać; skorzystałem z manii Joachima do węgierskiego wina i tych gór tutejszych i przyjechałem. A przy tym muszę wam zwierzyć wielką tajemnicę: osobą, która mi zrujnowała życie, jest babcia Julia. Młodszy od niej o lat 10, dla niej to popełniłem malwersację, za którą pokutuję dotąd.
BABCIA Tak — niestety byłam jego kochanką i moja nieboszczka córka jego była córką. Byłam potworem moralnym w młodości, a fizycznie tak byłam pociągająca, że ludzie wypruwali sobie dla mnie żyły.
RIO-BAMBA Nie — ona mówi prawdę.
BABCIA Między innymi pański ojciec, panie baronie (mrok zupełny. Góry w śniegu jarzą się pomarańczowym odblaskiem zorzy, a potem zimnym księżycowym światłem). I tak to przeżywamy dziś wieczór wspomnień, pochyleni nad studnią, z której czerpać możemy co chcemy: jad i gorycz, albo nektar i ambrozję, lub lekarstwo na ból duszy, tęsknotę i męczarnie sumienia.
ISTVAN Tak — to jest typowy mordowarski wieczór, gdy góry palą się odblaskiem zorzy i ziemia naprawdę wydaje się dziwną planetą, a nie miejscem pospolitości codziennej.
RIO-BAMBA Otóż to: ślicznie to wyraziłeś, mój synowcze. Chciałem was zainteresować faktem bez ogólnego znaczenia: dziwność osobistych przeżywań uczynić własnością wszystkich — przez pobudzenie odczuwania uroku moich własnych wspomnień. Ale to się zrobić nie da. Każdy żyje zamknięty we własnym świecie jak w więzieniu, a myśli, że ten obłok wieczorny, który widzi w chwili zamyślenia nad wiecznością, przelatuje też na niebie drugiego człowieka — a tam może jest noc bez gwiazd, pełna rozpusty, albo obrzydliwie jasne południe, w które udał się dobry interes.