jest muzyk w tej okolicy, a do tego synowiec mego Rio-Bamby, wiedziałem już właściwie wszystko. Bo czemu stryj jego został u mnie rządcą, czemu Istvan, jako siedmioletni chłopiec, uciekł z Rio do Pesztu zaraz po przyjeździe? A? To nie są przypadki. Trzeba tylko mieć odwagę spróbować.
KRYSTYNA Spróbować, czy się nie uda zwariować przypadkiem — w braku lepszego zajęcia.
BALEASTADAR Możemy to i tak nazwać. Ale, jeśli zwariujemy tak wszyscy i wszystko stanie się inne, mimo, że stosunki nasze pozostaną te same, czyli jeśli po prostu zmienimy środek spółrzędnych...
KRYSTYNA Ja zdałam właśnie z geometrii analitycznej i pańskie porównania nie zaimponują mi. Taką zmianę środka spółrzędnych nazywano dawniej po prostu bzikiem...
BALEASTADAR (groźnie, zniecierpliwiony). Dosyć tego panienkowatego gędziolenia! Dzisiejszy wieczór nie jest przypadkowy. Czekałem na to wszystko jeszcze tam, w Brazylii. W upalne noce w mieście, kiedy z ulicy donosił gorący wiatr dźwięki gitary, lub w ciszy pampasów, gdy rodzina moja dawno już spała, marzyłem o tych waszych nędznych górach i zawalonej kopalni i o tobie, Istvanie.
ISTVAN Ale jeśli się wszystko sprawdzi, to jest: o ile napiszę prawdziwą sonatę Belzebuba, to może wypłyniemy wszyscy w jakiś inny wymiar?
BALEASTADAR Jeśli potrafię w ciebie przelać tę dziwność muzyki, którą mam w sobie potencjalnie, to może stworzysz to, o czym marzysz. Ja nie mogę: nie mam talentu. Dlatego to w legendzie mówią o sonacie jakąby (akcent na „by”) skomponował Belzebub, gdyby i tak dalej... Nie jest to niewiara w możliwość jego realnej egzystencji, tylko w możliwość komponowania — przy najwyższych do tego danych.
KRYSTYNA Mnie się zdaje, że Belzebub w ogóle nie mógł być człowiekiem utalentowanym: on mógł zrobić wszystko, ale fałszywie.
BALEASTADAR Człowiekiem! Ale przez innych mógł dokonywać prawdy zła, za cenę zniszczenia ich życia. A w sztuce mógłby stwarzać wielkość — ale tylko w naszych czasach, w epoce artystycznej perwersji. Wielkości w tym wymiarze dotąd nie było.
KRYSTYNA Mówi pan tak o tym Belzebubie, że naprawdę zaczynam chwilami wierzyć w jego istnienie (zrywa się gwałtowny wicher. Pauza).
BABCIA Zepsuł pan przeznaczenie, które nie myliło mię nigdy w kartach.
BALEASTADAR Widzi babcia: kabała stawiana mnie nie sprawdzała się nigdy.
SAKALYI Coś z tego sprawdzić się musi. Ja więcej nie zniosę tego upokorzenia. Jeśli tego nie wykonam, zginę w upadku stokroć gorszym od tego, co nastąpić może potem (wydobywa rewolwer z kieszeni zamyślonego Istvana i strzela w panią Fajtcacy, która pada. Sakalyi wybiega przez drzwi na prawo wśród podmuchów wzmagającej się jesiennej burzy górskiej).