BALEASTADAR (do Istvana) Tak mówią też do każdego gościa gospodarze jakiegoś kabaretu w Paryżu — „Chat noir” — o ile mi się zdaje? Czyżby piekło, nawet znalezione wewnątrz mordowarskich gór, było tylko jedynie czymś w rodzaju jakiejś głupiej rozweselającej instytucji? Byłoby to jednak czymś nad wyraz głupim. Szkoda, że zamiast tego nie poszliśmy lepiej pogadać do Magas Cafehaz z tamtej strony jeziora. Nie czuję się nic a nic Belzebubem.
I LOKAJ Niech Wasza Książęca Mość spojrzy na siebie z tyłu (nastawia odpowiednio lusterko. Baleastadar się przekręca, maca się z tyłu pod peleryną i ogląda się. Drugi lokaj zdejmuje mu pelerynę. Okazuje się, że Baleastadar trzyma w ręku swój własny gruby, diabli ogon, taki jak u szczura, zakończony trójkątnym metalowym hakiem).
BALEASTADAR Co u diabła! Nie zauważyłem tego wcale. (ogląda ogon detalicznie).
II LOKAJ Książę Ciemności musi mieć ogon. Przekleństwa w tym stylu są u nas nieprzyjęte.
BALEASTADAR To niesłychane! Ale ten ogon martwy jest, mimo że wyrasta ze mnie. I wy macie ogony — wasze też są martwe?
I LOKAJ Nawet przy dzisiejszej technice piekło musi się przedstawiać takim, jakim jest w istocie. Dawniej było lepiej. Ale oszustwa nie uznajemy, mimo, że gdybyśmy chcieli...
BALEASTADAR (nagle zupełnie innym tonem: władczo — belzebubim, który stale będzie się potęgować). Dosyć! Proszę o kolację na 9 osób — zaraz nas będzie więcej. A przede wszystkim: siekierę i pniak! Żywo! Ruszajcie się.
LOKAJE Tak jest, W. Ks. Wysokość! Rozkaz, W. Ks. Wysokość! (biegną za filary na lewo).
ISTVAN (przez łzy) Zaczyna pan wchodzić w rolę, panie Baltazarze.
BALEASTADAR Cóż robić — zobaczymy, co z tego wyniknie. Jakaś dzika siła pręży mi się we wnętrznościach. Pęcznieję na stalowo. Rozpiera mnie wściekła nienawiść zupełnie bezprzedmiotowa. To zdaje się jest czyste zło. (Lokaje wnoszą pniaki i siekierę i stawiają na środku). A teraz, Istvanie, odrąbiesz mi ogon — nie cierpię demonicznych efektów III-ciej klasy, nie dostosowanych do ogólnej sytuacji. Rąb — ciekaw jestem, czy mnie zaboli. (Istvan kładzie ogon Baleastadara na pniaku i zamierza się).
I LOKAJ (do II-go) Chebnazel: to jakoś podejrzanie wygląda. (Istvan rąbie. Ogon odpada. Baleastadar krzyczy z bólu. Krew leje się z odciętej części i z nasady. Baleastadar siada na kanapie bokiem).
II LOKAJ (do I-go) A ja ci mówię, Azdrubot, że to jest pierwszy znak jego prawdziwości. Czy kto inny, jak sam książę Ciemności odważyłby się na coś podobnego? (do Baleastadara) Panie: powiedz jeszcze te 4 słowa: wiesz jakie?
BALEASTADAR (wstając) Banabiel, Abiel, Chamon, Azababrol! Sam nie wiem, co mówię. Ale pełne jest jakiegoś straszliwego znaczenia. Jestem już tam!